29.05.2007

Dumny Eter vs Kulawy Kropek

Panowie i panie, szanowni czytelnicy ninejszego bloga! Zapraszam wszystkich do wysłuchania pradawnej opowieści dzielnego Wajdeloty, który opowie najstarsze ze wszystkich znanych opowiadań o zmaganiach, które niegdyś rozegrały się były między dwoma zwaśnionymi królestwami: Eterogrodem i Kropkolandem.
Rzecz działa się daleko na wschód od stolicy dzielnych Galów, w krainie prawie tak dzikiej jak niepoznanej. Niezgoda, która niczym podstępna bestia dzieliła dwa, niegdyś w zgodzie żyjące królestwa była już tak dawna, że jeno najstarsi ceprowie pamiętali skąd się wzięła. Aby czytelnikowi przybliżyć scenerię rozegranej walki godzi się najpierw przedstawić rys geograficzny terenów przez oba królestwa zajmowanych. Eterogród, królestwo dzielnych rycerzy i dzielnych rycerzy położony był na pięknym płaskowyżu, skąd rozciągał się widok na położone niżej Królestwa Nadstalownii, Absolwencji, Mira Pakerni, Wkrótcogrodu, Kropkolandu (państwa bezwzględnych najemników i cnych niewiast) i ich wasali. Sąsiedztwo z Eterogrodem od dawien dawna uważane było za przekleństwo, gdyż raz na dekadę dzielny ten lud posyłał swoich najmężniejszych wojów pod wodzą Gorzkoetera na śmiertelny bój przeciwko jednemu z sąsiednich królestw. Jak do tej pory niezwyciężeni eterogrodzcy wojowie ulegli jeno raz, tłumiąc bunt w jednym z państw wasali. Od tej pory, nie zapuścili się tam więcej, a kraj ten pogrążył się w anarchii, stając w obliczu nieuchronnej zagłady. Niemniej jednak czas biegł nieubłaganie i kiedy nadeszła pełnia roku siódmego najmężniejszy z wojów, wspomniany już Gorzkoeter, zadął w róg aby zwołać dzielnych rycerzy Eterogrodu na bój śmiertelny przeciwko Kropkolandowi.
Zrazu zdawało się, że dzielni wojowie: Wineterus, Szybyterus, Wygoterus, Rafterus, Plackoterus, Piteroterus i niesiony z tyłu na noszach sędziwy Czajoterus pod wodzą nieustraszonego Gorzkoetera nie napotkają silnego oporu tchórzliwych najemników nikczemnego króla Kropkolandu, którzy aby wzbudzić litość w sercach mężnych wojów Eterogrodu zabrali ze sobą na pole bitwy cne białogłowe. Eterogrodczycy w pierwszym swym odruchu wystawiwszy kwiat rycerstwa naprzeciwko zgromadzonym wojskom Kropkolandu zawahali się. "Czyż godzi się nam, bohaterom spod Stalingradu, atakować niewiasty?" - pytali jeden drugiego. Wtedy głos zabrał Gorzkoeter: "Drodzy rycerze" - przemówił - "Czyż nie w słusznej sprawie wytoczyliśmy nasze chabety przeciwko Kropkolandowi? Czyż może nas kto winić, że chcemy zgodnie z klauzulą najwyższego uprzywilejowania podbić ten pyszniący się pośród innych kraj? Że chcemy wymordować mężczyzn a pojmać kobiety? (przy tych słowach, wąs mu się zakręcił, wspomniał bowiem na swój i tak już liczny harem a myśl o jego uzupełnieniach napełniła go nieopisaną błogością). Czyż nie przysługuje nam to najświętsze spośród praw?" "Prawdę mówi" - zawołali zebrani rycerze i bez zbędnych skrupułów jęli się przygotowywać do natarcia. Pierwszy dzień walk upłynął pod dyktando Eterogrodczyków, którzy stosując manewr podwójnego oskrzydlenia pewnie rozstrzygnęli walki na swoją korzyść. Drugiego dnia, gdy o świcie stanęli wszyscy do boju powstał dylemat. Jest nas 7, a mamy jeno 6 koni, kto zatem dzisiaj podzieli los Czajoterusa, który mimo najszczerszych chęci liczył jeno trupy ze wzgórza? Jam Ci to uczynię, wstał Piteroterus, oddając kluczyki do swojego rumaka wielmożnemu Plackoterusowi. Rycerze zatem wyruszyli i walczyli dzielnie dzień cały. O zmroku okazało się, że Plackoterusowi przypadło wystrzelić ze swojego cedrowego łuku aby wyrównać rachunek zabitych. Mimo najszczerszych chęci, trafił on jednak nie Kropkolandczyka a swojego druha czym przeważył szalę zwycięztwa na stronę Kropkolanczyków. Kolejnego dnia, w namiocie pozostał Rafterus aby zmęczonym po bitwie kamratom zaserwować najprawdziwszą andaluzyjską jajecznicę. W czasie kiedy Rafterus polował na strusie jego współbracia walczyli dzielnie z Kropkolandczykami. Mimo najteższych wysiłków Kropkolandczycy uzyskali przewagę liczebną i podstępnie nakłoniwszy serce Wineterusa do zdrady położyli na trzecim dniu pieczęć swojego zwycięztwa. Po powrocie do namiotu Gorzkoeter rozgniewał się srodze. Raz jeszcze jął przemawiać do swych rycerzy, mówiąc o równowadze sił w okolicy i o straszliwych konsekwencjach ewentualnej porażki. "Nic nie pozostanie z waszych haremów, wasze służące zbuntują się przeciwko praniu skarpet a Nadstalownia najedzie wasze pola, tak że głodu zimą zaznacie." Słowa nieustraszonego Gorzkoetera przyniosły oczekiwany skutek, wojska powróciły z furią do walki i mimo twardego oporu kolejne dwa dni naznaczyły pasmem swoich zwycięstw.
Radości po walce nie było końca. Dzielni rycerze rzucili się w objęcia swych bogdanek, czekających na nich na granicy Eterogrodu. Opowieści snute przy antałku wybornego miodu na zawsze wysławiać będą dzień najjaśniejszego ze zwycięstw Eterogrodczyków. Do historii przejdą pojedynki między poszczególnymi wojami toczone w trakcie bitew, zgodnie ze starą rycerską tradycją fair play. Jeno autor tej skromnej relacji nosi żal w sercu. Splamił on bowiem honor rycerza nie przyznając się do otarcia o jego zbroję strzały Eterogrodczyka ostatniego dnia walki. Jednak cytując Marka Twaina: "Zwycięzców się nie sądzi" należy usprawiedliwić waszego skromnego skrybę. Zaiste nikt się o tym czynie nie dowie, a czego oczy nie widzą to serca nie boli.
Taka to była historia sławnego pojedynku między mężnymi Eterogrodczykami a Kropkolandczykami. Jeśli ktoś zechce zadać pytanie o przyczyny tak trudnych przepraw niech spyta giermków. Tylko oni bowiem wiedzą, którzy dzielni rycerze pod osłonę zbroi zakładają spódnicę, a którzy spodnie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

bardzo ciekawe, dzieki