27.03.2007

Ursynowska Liga Czwórek - spotkanie 27.III

Dzisiaj pierwszy raz w grupie "D". Zgodnie z regułą "małych kroczków" postanowiliśmy zadomowić się w tej grupie jeszcze na jedno spotkanie, żeby dobrze rozeznać grunt przed szturmem na grupę "C". Ale to nie koniec pierwszych razów :) Dzisiaj po raz pierwszy zawitał w nasze szeregi Karol (Lolek), nasz nowy lewoskrzydłowy. Debiutanckie spotkanie wypadło bardzo dobrze. Co prawda nie wyszliśmy z grupy, ale atmosfera w drużynie i zaangażowanie zawodników pozwala patrzeć z optymizmem w przyszłość.
Pierwsze spotkanie ułożyło się dla nas trochę niekorzystnie. Nowe ustawienie sprawiło, że zaczęliśmy seta dość nieśmiało i taki stan utrzymywał się przez całe spotkanie. Ostateczenie skończyło się na 4 punktowej wygranej przeciwników. Drugi set należał do zażartych, początkową przewagę naszych przeciwników udało się jednak zniwelować głównie dzięki powalającym atakom Czajnika i dobrej współpracy całej drużyny. Końcówka również była emocjonująca i losy spotkania rozstrzygnęły się w ostatnim punkcie. W kolejnych dwóch spotkaniach wdrożyliśmy się już w grę i bez większych problemów rozstrzygnęliśmy je na swoją korzyść odpowiednio z 6 i 8 punktową przewagą. Ostatni set był najbardziej wyrównany. Żadna z drużyn nie zdobyła 3 punktowej przewagi. Dopiero w końcówce seta seria naszych indywidualnych błędów pozwoliła przeciwnikom rozstrzygnąć go na swoją korzyść z wynikiem 25:22.
Nasza dzisiejsza dyspozycja i duch walki obecny przez wszystkie spotkania napawa nadzieją na przyszłe sukcesy. Z przyjemnością muszę stwierdzić, że drużyna staje się coraz bardziej zgrana i widać po nas radość z gry. Jak narazie skoncentrujemy się na treningu (nie tylko na sali :D ) i z niecierpliwością będziemy wyczekiwać kolejnego spotkania.
Czajnik:A po wszystkim Piter stwierdził, że mu się podobało na środku - zatem zapowiada się, że będziemy mieć na tej pozycji stałego gwoździobijcę ;-)

16.03.2007

Początek sezonu 2007 na plaży

Radość wielka objawiła się plażowiczom w dniu dzisiejszym! Dzisiaj 16 marca odbyło się na szczęśliwickiej plaży otwarcie sezonu w Siatkówkę Plażową!!!
Udział wzięli: Czaja, Piter, Dziuba, Karol, Wygos i Piotrek.
Nastroje były podniosłe, jak przystało na premierę :) Udało nam się rozegrać mecze w taki sposób, żeby każdy miał szanse zagrać z każdym. Pogoda nas nie rozpieszczała, słońce raczej chowało się za chmurami a chłodny wiatr dawał znać o sobie, mimo to pewni delikwenci grali bez koszulki :D Nasze pierwsze spotkanie nie stało na wysokim sportowym poziomie, nikomu nie trzeba wyjaśniać jak trudno wejść w grę na piasku po półrocznej ponad przerwie. Mimo to, dookoła boiska przystawali zaciekawieni obserwatorzy, a Dziuba nawet dostał kwiatka od jednej przypadkowo (?) przechodzącej tamtędy niewiasty. Trzeba podkreślić, że jest to absolutnie precedensowy przypadek gry w Plażówkę w połowie marca :) Jeśli tylko pogoda i duch bojowy się utrzymają to sezon zapowiada się owocnie. W planach mamy stworzenie gałęzi naszej drużyny Eter specjalizującej się w Plażówce. Jak narazie mamy Eter w szóstkach, czwórkach (wkrótce) więc dwójki narzucają się same :)
Spotkanie było oczywiście pilnie obstawione przez Papparazzi, a przez nasze różnorakie układy weszliśmy w posiadanie zrobionych zdjęć, które wcześniej czy później się tu pojawią. Teraz tylko czekamy na pogodę, żeby kontynuować spotkania na Plażówce :)
I nareszcie długo oczekiwane fotki od Dziuby!
Plaża

15.03.2007

Kociaki Kamy

Kamie urodziły się 3 kociaki...
Kociaki Kamy 2007

1.03.2007

MPSzW i AZS Winter Cup 2007

W tym roku na najważniejszych narciarskich zawodach akademickich występ naszej sekcji był jak zwykle udany. Niezwykle udany natomiast okazał się występ mój własny.
Mistrzostwa Polski Szkół Wyższych... O ile eliminacje poszły mi gładko, to w finałach napotkałem komplikacje..
Pierwszy przejazd Giganta jechałem delikatnie i spokojnie jak panienka i niemało się zdziwiłem, gdy się okazało, iż ukończyłem go na nie byle jakim miejscu 10. Niby zmobilizowany, ruszyłem w drugim przejeździe znów jak wyżej wymieniona panienka. Ale na moje szczęście na 4 tyczce były kamienie. Odruchowo - jak zwykle - je ominąłem kosztem cennych setnych sekundy i wtedy właśnie dotarło do mnie, że... OGIEŃ! No i dalej już pojechałem jak człowiek.
Do startu w slalomie podchodziłem całkiem niezadowolony z wyniku eliminacji, który mnie zmuszał do startu jako siódmy. A konkretnie niezadowolony z tego, że przede mną po ciapie przejedzie tylko 6 zawodników, nie odgarną miękkiego śniegu na bok i ja - jak zwykle w takich warunkach - będę się w tej ciapie zakopywał, zamiast jechać.. Tak też było, a że dołożyłem jeszcze parę niewymuszonych błędów od siebie, skończyłem pierwszy przejazd na 15 miejscu. Żeby !@#$ chociaż na 16! Ale nie, musiało to być 15. Dlaczego mi nie pasuje? A no dlatego, że w drugim przejeździe startuje odwrócona 15. Nie 16, nie 30, tylko właśnie 15. Więc jak łatwo się zorientować, w drugim przejeździe startowałem pierwszy. Grr, ciapa, miękko, zakopię się.. Wkurzyłem się i pojechałem dobrze. Tzn. to, co umiem najlepiej. Rzadko mi się to udaje, ale tym razem się udało. No i skończyłem w slalomie na 11 miejscu.
W między czasie były jeszcze Akademickie Mistrzostwa Warszawy połączone z kolejną eliminacją Winter Cup'u. Po dobrym losowaniu wygrałem Gigant oraz pierwszy przejazd slalomu i prawie wygrałem też drugi.. Cóż, prawie robi wielką różnicę: na 7 tyczek przed metą myślałem, że już mam całość za sobą i prawie mnie wyrzuciło z trasy. Zaliczyłem hamowanie, ale slalom ukończyłem - na 3 miejscu.
I wreszcie przyszedł czas na finał AZS Winter Cup. Ze względu na kiepskie warunki wysoko-temperaturowe oraz brak czasu, onanizatorzy zaplanowali po 1 przejeździe Giganta i Slalomu. Gigant znów wygrałem i wtedy dotarło do mnie, że za najlepszy wynik w sumie czasów G+S są do wygrania narty. Zatem się troszkę spaliłem i lekko dałem d..y na slalomie. Na metę dojechałem jako pierwszy i stamtąd obserwowałem kolejnych zawodników. Rojkowi podwinęła się noga - uff. Chomik - wyprzedził mnie w slalomie, ale w sumie czasów pozostał o 10 setnych za mną - podwójne uff. I W tym momencie utworzyła się całkiem ciekawa sytuacja: Jeśli nikt nie wyprzedzi Chomika w slalomie, to on wygra generalkę, a ja finał (narty). W przeciwnym razie generalkę wygram ja, ale jak ktoś wyprzedzi Chomika, to prawdopodobnie też mnie (10 setnych różnicy), co oznacza, że wygra moje narty ;-). I pojechał Andrzej Olczak. I wstrzelił się idealnie: wygrał slalom z Chomikiem o 1 czy 2 setne, ale przegrał finał ze mną. I tym sposobem wygrałem zarówno finał, jak i generalkę - trudno o większego farta.
Mistrzostwa Polski Szkół Wyższych i AZS Winter Cup Zakopane 2007
No i wyniki: