1.03.2007

MPSzW i AZS Winter Cup 2007

W tym roku na najważniejszych narciarskich zawodach akademickich występ naszej sekcji był jak zwykle udany. Niezwykle udany natomiast okazał się występ mój własny.
Mistrzostwa Polski Szkół Wyższych... O ile eliminacje poszły mi gładko, to w finałach napotkałem komplikacje..
Pierwszy przejazd Giganta jechałem delikatnie i spokojnie jak panienka i niemało się zdziwiłem, gdy się okazało, iż ukończyłem go na nie byle jakim miejscu 10. Niby zmobilizowany, ruszyłem w drugim przejeździe znów jak wyżej wymieniona panienka. Ale na moje szczęście na 4 tyczce były kamienie. Odruchowo - jak zwykle - je ominąłem kosztem cennych setnych sekundy i wtedy właśnie dotarło do mnie, że... OGIEŃ! No i dalej już pojechałem jak człowiek.
Do startu w slalomie podchodziłem całkiem niezadowolony z wyniku eliminacji, który mnie zmuszał do startu jako siódmy. A konkretnie niezadowolony z tego, że przede mną po ciapie przejedzie tylko 6 zawodników, nie odgarną miękkiego śniegu na bok i ja - jak zwykle w takich warunkach - będę się w tej ciapie zakopywał, zamiast jechać.. Tak też było, a że dołożyłem jeszcze parę niewymuszonych błędów od siebie, skończyłem pierwszy przejazd na 15 miejscu. Żeby !@#$ chociaż na 16! Ale nie, musiało to być 15. Dlaczego mi nie pasuje? A no dlatego, że w drugim przejeździe startuje odwrócona 15. Nie 16, nie 30, tylko właśnie 15. Więc jak łatwo się zorientować, w drugim przejeździe startowałem pierwszy. Grr, ciapa, miękko, zakopię się.. Wkurzyłem się i pojechałem dobrze. Tzn. to, co umiem najlepiej. Rzadko mi się to udaje, ale tym razem się udało. No i skończyłem w slalomie na 11 miejscu.
W między czasie były jeszcze Akademickie Mistrzostwa Warszawy połączone z kolejną eliminacją Winter Cup'u. Po dobrym losowaniu wygrałem Gigant oraz pierwszy przejazd slalomu i prawie wygrałem też drugi.. Cóż, prawie robi wielką różnicę: na 7 tyczek przed metą myślałem, że już mam całość za sobą i prawie mnie wyrzuciło z trasy. Zaliczyłem hamowanie, ale slalom ukończyłem - na 3 miejscu.
I wreszcie przyszedł czas na finał AZS Winter Cup. Ze względu na kiepskie warunki wysoko-temperaturowe oraz brak czasu, onanizatorzy zaplanowali po 1 przejeździe Giganta i Slalomu. Gigant znów wygrałem i wtedy dotarło do mnie, że za najlepszy wynik w sumie czasów G+S są do wygrania narty. Zatem się troszkę spaliłem i lekko dałem d..y na slalomie. Na metę dojechałem jako pierwszy i stamtąd obserwowałem kolejnych zawodników. Rojkowi podwinęła się noga - uff. Chomik - wyprzedził mnie w slalomie, ale w sumie czasów pozostał o 10 setnych za mną - podwójne uff. I W tym momencie utworzyła się całkiem ciekawa sytuacja: Jeśli nikt nie wyprzedzi Chomika w slalomie, to on wygra generalkę, a ja finał (narty). W przeciwnym razie generalkę wygram ja, ale jak ktoś wyprzedzi Chomika, to prawdopodobnie też mnie (10 setnych różnicy), co oznacza, że wygra moje narty ;-). I pojechał Andrzej Olczak. I wstrzelił się idealnie: wygrał slalom z Chomikiem o 1 czy 2 setne, ale przegrał finał ze mną. I tym sposobem wygrałem zarówno finał, jak i generalkę - trudno o większego farta.
Mistrzostwa Polski Szkół Wyższych i AZS Winter Cup Zakopane 2007
No i wyniki:

Brak komentarzy: